środa, 13 maja 2015

"Jak się masz? Tururuuuu."



A jeśli wszystkie złe decyzje nie są podyktowane strachem tylko głupotą? A może brakiem poczucia swartości?

Wartość. No właśnie. Oceniana przez pryzmat materialnego mienia, osiągnięć, bytu. Moja przez pryzmat odbytu. Gówniana sprawa. Przez myśl przechodzi mi melodyjka towarzysząca "Dwóm biednym rumunom mówiącym po polsku" (Ma-ma-martini rose. Ma-ma-martini bianco. Ma-ma-martini kaszel. Felatio, Los trabantos). Oznacza to tyle samo co nic.

Poczucie wartości kiedyś się ze mną przyjaźniło. Później paliłem już paczkę dziennie a nawet dwie.

Zwróciłem na siebie 22 letni dorobek i postanowiłem żyć lepiej. Ale dla kogo lepiej? Dla mnie? Yhym. Niech i tak się stanie. (Splunąłem dwa razy, odżegnałem się w spokoju. Zaklęcie miało się spełnić). Żyłem dalej, do czasu kiedy na drodze nie stanął człowiek (imię i nazwisko do wiadomości w redakcji), który pozwolił cieszyć mi się własną wartością. Pieprzona bajeczka Disneya. Kurwa. Nie żebym wykazywał się brakiem uznania dla jego twórczości ale cholera wszystko u niego kończyło się happy end-em. Mam wrażenie, że jedyny Happy End mojego życia to ten z wkurwiającą melodyjką pytającą jak się mam. Fuck. Że niby co ich to w ogóle interesuje?


Ja - wielkomiejski chłoptaś, niespełniony artysta "umilający" życie sąsiadów i przyjaciółki (swoją drogą trzeba im współczuć. taki niespełniony artysta to musi być kurwa kula u nogi. wieczne depresje i nietrafione dźwięki. ostatnio nawet wydzierając japę "Gdzie jest miłość" sąsiedztwo zapukało w ścianę bo przeszkadzałem im w jej uprawianiu.)

Podobno miłość się uprawia.



Brak jakiegokolwiek poczucia spełnienia i rozwoju. Natłok myśli. Samotność po zmierzchu. Drogi kręte. A ja? zapierdalam po nich bez przeszkód. Tylko, że tych przeszkód jak nigdy dotąd. Choć największą przeszkodą aktualnie jest chęć zrobienia czegokolwiek. Chęć zaistnienia. Wszystko uwarunkowane wolnym czasem. A raczej jego nadmiarem. Tylko, że ja akurat narzekać na to nie mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archives