sobota, 6 czerwca 2015
Kyrie eleison, daj mi nowe serce.
Po upływie niespełna tygodnia nastąpiły rozstania i powroty. Emocje, oczekiwanie, blaski i cienie. Codzienności szare szeregi, w które wstąpiłem by na chwilę nabrać oddechu. Ale dziś kiedy wróciłem do czterech ścian,w mieście STOLYCA, czar prysł. Wszystko szlak trafił. Po prostu psu w dupę. Niezmiennie czekało na mnie "Gran Passione", czerwone, włoskie, gronowe, które otworzyłem przed wyjazdem. To w kieliszku dopadła już pleśń. Niby mały kożuszek, a taki syf. Jak w życiu. Małe rzeczy mają wielką wagę. Prawie tak jak ja. Niewyrośnięty wieloryb. Mors. Przynajmniej połowę ZOO można by tu wymienić. Żeby jeszcze waga była wyznacznikiem zdrowego rozsądku.
W sumie nie wiem dlaczego. Nawet jeżeli tak jest to mnie to znowu ominęło. Bo kiedy ktoś, tam na górze, rozdzielał role, zdrowy rozsądek, rozum (wszystko to czego mi oszczędzono [sic!]) ja stałem po kolejnego schabowego. Albo śląską roladę z kluskami.
Gdzieś tam, ktoś na mnie ma bardzo dziwny plan. Splata drogi, na których od czasu do czasu, niespodziewanie codziennie stawia znak o robotach drogowych. I wtedy stoję bo innej drogi nie ma, a autostradą jeździć nie potrafię. Ja wcale nie jestem dobrym kierowcą. A innej drogi nie ma..
"Czekam, i czekam, i czekam. Ciszę wplatam we włosy i na palce nawlekam." Choć za niedługo mogę być bez włosów. Jak tak dalej pójdzie wszystkie sobie powyrywam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz