sobota, 6 września 2014

"1 września - czyli o bykach, klasie, smaku i stylu"


Tydzień mija od rozpoczęcia szkoły. Sławienny pierwszy września. Są rzeczy, które stanowczo odróżniają aborygeńskich dziwolągów w takim czasie jak ten. Są również takie, które można by wyryć na tablicy upamiętniającej polskie szkolnictwo. Tu w "świecie", stolicy mody, szyku, klasy i kasy są tacy, którzy nagminnie popełniają potoczne "byki". Choć jak dla mnie to po prostu nasza polska mentalność.

Poniedziałek był dniem, w którym po błogim, weekendowym lenistwie wyruszyłem na miasto by poobserwować tubylców. Postanowiłem wtopić się w tłum i ucharakteryzować na rasowego dziwoląga. Błąd. Tutaj każdy jest zupełnie inny. Każdy ma swoją bajkę. Oczywiście najwięcej radości sprawiła mi ocena "gimbazy". Ta grupa społeczna jest poza jakąkolwiek oceną. Przełamuje wszelakie stereotypy i kanony ogólnie przyjęte przez społeczeństwo. To dziewczynka w zielonych włosach, to postać rodem z mangi i anime, tu zaś typowa słowianka - biust i inne części ciała wystawione na światło dzienne, jakby to co najmniej był środek lata. Z samcami w fazie dorastania jest trochę inaczej. Oni również wystawiają na światło dzienne różne części ciała, (tak na prawdę jedną i tę samą), w celach wiadomych. 

Wspomnienia odżyły dopiero wtedy, kiedy na ulice miasta stołecznego Warszawa, zaczęły powracać one - damy dworu w żakietach i garsonkach z koronek. Profesorki, belferki i nauczycielki. Rewia mody marki "Daga&Dana", "Praktyczna Pani", "Szantel" i "Wersalcze". W powietrzu unosił się zapach ton wypryskanych (dnia poprzedniego) lakierów do włosów w salonach fryzjerskich. Niezapomniany hit ulubienic czasów Gierka - trwała ondulacja, króluje po dziś dzień. Wszystko to choć tak bardzo kiczowate, tak bardzo bez stylu, klasy i smaku, ma w sobie największy szyk noszony przez nie bez odrobiny strachu. 

Tak bardzo nieidealne one. Tak bardzo idealny ja. Kiedyś. Za jakiś czas.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archives