Dziś nie będzie zdjęć. Nie będzie też łzawych historii i happy endów.
Po wielu perturbacjach aborygeńskich dziwolągów - Słoik pękł.
Stłukł się by wrócić do korzeni, spojrzeć w głąb siebie i zacząć wszystko od nowa.
Podsumowując dwa lata pobytu pomiędzy aborygeńskimi dziwolągami doświadczyłem wszystkiego co może dać los. Od anonimowości na ulicach pełnych osobistości, po wielkie, nieprawdziwe, nieszczerze znajomości, uczucia i miłości. Choć w danym momencie tak bardzo prawdziwe. Tak szczere. Były też chwile pełne pięknych ludzi. Jednak tych było stosunkowo mniej.
O tym, że Stolyca rządzi się wyłącznie prawem pieniądza głośno mówić nie trzeba. Za to aborygeńscy dziwolągowie za swój kręgosłup uważają "tu i teraz, swoje mieć". Wyłącznie swoje. Nie będzie też wyrzutów, zrzucania winy i odbijania piłeczki. Ale co zostało zobaczone już się nie odzobaczy. Co zostało przeczytane już się nie odprzeczyta. W tym tkwi i moja wina. Czy jakoś tak.
---
Miało być pięknie jest byle jak. High life.
Idzie nowe. A nadzieja się tli!
Pamiętasz?
Jak się kocha to tak na 200 a nawet i 500%. Jak się kocha to najprawdziwiej. Najszczerzej.
Bez względu na to czy miłość trwa tydzień, rok czy całe życie.
niedziela, 14 lutego 2016
środa, 25 listopada 2015
Tutaj kończy się życie a zaczyna Vegas.
Jest Rio, jest Francja, Rzym i Krym. To jednak Vegas ma status miasta grzechu i niepamięci. Braku konsekwencji. A co jeśli każde miasto na świecie, w Polsce, każdy dzień i każdą chwilę traktujemy jak Vegas? Pcim, Parzyszew, Otmęt, Lublin czy Krapkowice...
Czy oznacza to, że nie będziemy ponosili już nigdy konsekwencji swoich czynów? Że to tylko kwestia umownych zasad?
Warszawiacy uczą mnie, że życie traktuje się jak zabawę w "Kto pierwszy ten lepszy", swoistego rodzaju walkę o przetrwanie. A gdzie pierwotne instynkty mówiące, że coś robimy nie tak? Gdzie wyrzuty sumienia, które świadczą o naszym istnieniu? Mam wrażenie, że coraz bardziej są nam obce słowa miłość i uczciwość. Można utopić smutki w butelce wódki, Asti, a nawet prosecco z plastikowych kubeczków w hotelowym pokoju. Wszystko po to by za jakiś czas wytrzeć sobie gębę, odwrócić na pięcie i nie patrząc w oczy powiedzieć "Adieu". A może podetrzeć gębę jak dupę? Chociaż z gęby dupy robić się nie powinno?
Nie znaczy, że nie można.
"Bo tu kończy się blichtr, zaczyna życie
Ostre jak nóż
Tu dziewczyny złe mają swe tajemnice
Zranionych dusz"
sobota, 14 listopada 2015
Panta rhei. Pan chcesz, Pan masz.
Jeszcze do niedawna myślałem, że mój światopogląd jest stały i nie ma żadnej szansy na jakąkolwiek zmianę w tym temacie. Coraz bardziej przekonuję się o tym, że zmienia się on nieadekwatnie do wieku a do miejsca i czasu, w którym się znajduję.
Kiedy ja, dziś rasowy słoik (kiedyś rdzenny mieszkaniec miasta A) obserwowałem pozostałych rdzennych, miałem wrażenie, że nie pasuję do ich maleńkiego mentalnego bytu. To co siedzi w mojej głowie wykracza poza granicę ich rozumowania. Bynajmniej nie mam tu na myśli inteligencji bo jakoś niezbyt nam było ze sobą po drodze. Dzisiaj nie opuszcza mnie przekonanie, że nie tylko nie pasuję do mentalnego bytu rdzennych, aborygeńscy dziwolądzy są mi równie, jak nie bardziej obcy. Mają swoje przyzwyczajenia, utarte schematy, brak zrozumienia i w końcu coś na wzór duszy bez sumienia. Kurewski szacunek do samych siebie niszczący przy tym wszystko co ich otacza. Tylko po co? Czy sami zostali kiedyś skrzywdzeni? Może nikt im nigdy nie pokazał, że można inaczej? Banda samolubnych patałachów dążących po trupach do celu. Tych trupach, które od wejścia bez pardonu wpierdalają się do szafy.
"Pan chcesz,
Pan masz.
Nieprawdaż?"
Nieprawdaż.
Nie tak mało wyglądać moje życie.
Miałem się pławić w luksusach.
Poznałem miasto. Poznałem życie tylko od dupy strony. Tej ciemnej.
Nie czuję się przez nie skrzywdzony. Przez ludzi owszem. Miłość bynajmniej.
Po spędzonym roku w stolicy stałem się punktem informacji. A przecież ja tak na prawdę, z ręką na sercu, wiem mniej niż wiedziałem na samym początku. Zataczam krąg. Stoję w punkcie wyjścia. Kiedyś wiedziałem czego chcę, czego szukam i jakim jestem człowiekiem. Wiedziałem przynajmniej, że jestem słoikiem. Dzisiaj nie wiem nic. Choć może nie do końca. Wiem czego chcę, a może raczej czego nie chcę. Mimo tej wiedzy nie potrafię podjąć działań. Kiedyś wierzyłem, że ludzie w całym swoim jestestwie nie mogą być źli. Nie mogą być skażeni złem. Po prostu życie ich nie oszczędzało. Życie, los, inni ludzie. A może oni sami siebie nie oszczędzali?
Ja też nie jestem ideałem. Powiem więcej - jestem chujem ale mam swoje zasady. Na dodatek rozemocjonowanym. Z nerwicą w prezencie. Podobno.
Do niedawna czytałem książki. Dzisiaj czytam magazyny lifestylowo-modowe. Do niedawna wydawało mi się, że potrafię kochać. Dzisiaj nie wiem. Czas leczy rany.
Rany się zabliźniają tylko transplantacja mózgu nie jest jeszcze możliwa.
wtorek, 20 października 2015
Depresja, samotność i ciąża spożywcza. Jesienio okrutna, tak bardzo mi bliska!
Warszawska jesień jest jakby inna. Moja jesień zupełnie różni się od waszej. Nie ma ona kolorów żółci i czerwieni. Żółć a i owszem. Wątrobiana wydzielina. Ma szary kolor kałuż i gili z nosa. Ma zapach mocnej kawy, cynamonu, taniego earl greya i cytryny. Dymu z papierosów. Czerwonego wina. Trochę nijaka a trochę jakaś. Jakaś nowa. Obca. Pogoda w kratkę. Suki kalorie nie dają o sobie zapomnieć. Tu jakby można więcej. Anonimowość wśród przechodniów powoduje brak ograniczeń. Brak jakichkolwiek zasad. Dlatego w zaprzyjaźnionej kawiarni, piętro niżej niż mieszkanie, zastanawiają się czy nie sprzedawać mi tortu bezowego w całości. Nie wypada mi nawet myśleć żeby poszło w cycki. W pośladki też nie. Są duże. Bynajmniej nie jest to powód do radości.
Kiedyś jadaliśmy razem obiady.
Dziś kąpiesz się nie dla mnie.
Kiedyś spędzaliśmy razem wieczory.
Dziś potrzebny mi ktoś nowy.
I te nie dające o sobie zapomnieć suki kalorie...
Kurczak w panierce.
Ciasto czekoladowe.
Frytki.
Smalec.
Ciąża spożywcza.
Jesień jest taka piękna.
Jesień jest mi bliska.
P.S. Uspokajam. Depresji nie mam. Mam za to opakowanie coaxilu. Ze stillnoxem tworzy wyjątkowy duet.
wtorek, 18 sierpnia 2015
"Moich pręg nigdy nie było widać, nie widać ich, ale jeszcze pieką tam w środku."

"- Myślisz mi się.
Nieprzerwanie.
Skórą, krwią, tętnem.
Kiedy już Cię nie było w mieszkaniu,
kiedy został mi tylko Twój zapach,
okno zamknąłem, żeby go nie wypuszczać.
I włosy pojedyncze odnajdywałem gdzieniegdzie na kocu i na koszuli mojej.
A kiedy został mi tylko Twój zapach i włosy,
i Twoje ślady pomniejsze,
byłem jak pies, który nigdy pojąć nie zdoła,
że pani wyszła po to, żeby wrócić.
A kiedy znikłaś,
usiłowałem przypomnieć sobie Twoją twarz.
I z tęsknoty nie mogłem.
I bez skutku próbowałem zrozumieć skąd się znamy,
kim jesteśmy.
Czy Ty i ja to już my?
-Musisz być czujny.
Wiedzieć jakich pytań nie zadawać;
kiedy milczeć,
dotykać,
kiedy być a kiedy zniknąć.
Chce być przy tobie pewna, że będziesz dokładnie wtedy,
i w takim stopniu, żebym cie czuła
a jednocześnie za tobą tęskniła.
I nigdy się nie odwracaj do mnie w łóżku plecami."
Pręgi(2004)
środa, 12 sierpnia 2015
Wakacje. Holiday. Urlaub. 節日. Dovolená. праздник. Vacances. Vacaciones. Szit.
Właśnie otrzymałem maila z nic niewartymi facebookowymi informacjami. Zwykle wiadomości te trafiają do kosza. Dziś, w odruchu desperacji postanowiłem zapoznać się z ich treścią. Okazuje się, że pomimo tego, że ostatni wpis miał miejsce 17 czerwca z tygodnia na tydzień przybywa czytelników. Serce me rośnie.
Od 17 czerwca minęły lata świetlne. Gdybym miał teraz napisać co wydarzyło się w tym czasie zasypałbym was swoimi prywatnymi dramami. Warszawskie lato potrafi być najcudowniejsze na świecie, w tej temperaturze potrafi być również kuresko nieznośne. Kuresko. Na "w" pomiędzy brakuje już sił.
Gdyby ktoś mi powiedział, że wybiera się na wakacje do Stolycy kazałbym mu wziąć młotek i pierdolnąć się w łeb. Rozumiem Rzym, Paryż, Krym. Nawet śmieszna Chorwacja, Turcja czy Hiszpania - szczególnie Loret de mar (taaaaaaaaak to samo, w którym nagrywano "Pamiętniki z wakacji"), ale Warszawa? Panie, widzisz i nie grzmisz?
Po upojnych chwilach spędzonych na lubelskich wsiach w towarzystwie VIP-ów, aborygenów i dziwolągów to jedyne wakacje na jakie mnie stać. Tam życie biegnie swoim torem. To jak w Vegas. Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas. A działo się dużo. Oj działo. Wątrobo [*]. Kiedyś płakałem ze śmiechu na stwierdzenie "Wakacje w mieście", dzisiaj uczestniczę w nich regularnie. Bynajmniej nie są to warsztaty wokalne, malarskie czy teatralne. Nie jest to również typowe życie warszawiaka. Kluby i impressssski. Od niedawna preferuję kulturalne spędzanie czasu w doborowym towarzystwie. "Wiśnie, czereśnie i chłopcy jak ze snu." Tak. Chociaż na chwilę w kinie, przy piwie czy na winie staję się kimś ważnym. Chłopcem jak ze snu. Później wracam do domu. Najczęściej swojego. O ile pamiętam powrót. (sic!)
wtorek, 16 czerwca 2015
"Ta lwia część, która tęskni za Tobą. Która we mnie jest. We mnie..."
Targany emocjami, pytaniami, przemyśleniami - całym tym do niczego niepotrzebnym majdanem, stanąłem i zakończyłem jeden z ważniejszych etapów. Zawodowych.
Powroty do miasta aborygeńskich dziwolągów są jak jajko niespodzianka. Słodkie i perfekcyjne z zewnątrz, w środku z kolorowym plastikiem skrywającym niespodziankę. Najczęściej wkurwiającymi puzelkami.
Podobno życie to nie system 0-1. A jednak są rzeczy i sytuacje, które nie wymagają dorabiania ideologii. Ale my uwielbiamy je utrudniać. Na życzenie własne - rzecz jasna.
Czas coś postanowić. Czy żyć w mieście aborygenów, czy jest jeszcze szansa żeby rozwiązać zagadkę, czy złudzeniami zapełniać życie, czy może wrócić w szare szeregi codzienności. Do bycia szarym.
Zwykłym.
Szarym.
Człowiekiem.
(...)
Najprostsze rzeczy są najtrudniejsze. Trzeba mieć odwagę by stawić czoła prawdzie. By nigdy nie powiedzieć, że jest już za późno. Albo dać spokój. Odpuścić. Odejść i zapomnieć. Nikt nie dał recepty, nawet jednej wskazówki na szczęście. Stworzył nas i pozostawił. Samym sobie.
I bądź tu kurwa mądry i pisz wiersze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)